Patryk (lat, przypomnę, trzy) wdrapał mi się na kolana, ułożył się wygodnie, objął mnie rączkami za szyję i patrząc głęboko w oczy spytał:
– Czy jesteś moim przyjacielem?
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam ze stosownym przekonaniem – bardzo cię kocham i zależy mi na tobie.
– A kto jeszcze jest?
– A w kim chciałbyś mieć przyjaciela? Chciałbyś, żeby tatuś był twoim przyjacielem?
Patryk oburzył się.
– Nie, tatuś… chcę na nazwisko… tata mój!! – oświadczył, co miało znaczyć mniej więcej, że tatuś jest tatusiem, a nie jakimś tam „przyjacielem”.
Tym sposobem stoję niżej w hierarchii i to nie tylko dlatego, że jestem zaledwie ciocią…
no,bo najbliższa rodzina to jednak nie to samo co ciocia ;)
Opisuj dalej, to się dowiem co było jak mnie nie było ;p
No właściwie nic nie było. Grzeczni i normalni;-) Amelka trochę desperowała na tle nieprzystępności wiewiórek w Łazienkach i do domu wracaliśmy „na sygnale”, a Patyś kokosił się w nocy, chyba miał złe sny, ale przytulony zasypiał na nowo. Tak,ze luz – jakoś poszło ;-) Zaskakująco mało do opowiadania…
Małe dzieci wciąż mnie zadziwiają…