Wszystkim znudzonym życiem polecam prostą i tanią metodę na monotonnię. Należy otóż prowadzić tryb życia taki sam, jak zawsze, z tą różnicą, żeby zaprzestać regularnego zmywania naczyń. Zmywanie w moim domu (średnio dwa razy na tydzień) jest jak badanie historii. Na przykład odkrycie w średniej warstwie filiżanek do espresso/po espresso każe mi przypuszczać, że gościłam kogoś na kawie. Kogo i kiedy? Chwila skupienia i już wiem: to było raptem trzy dni temu.
Zabawnie jest też robić dwa razy na miesiąc porządki w lodówce. Gdybym je robiła, nie znalazłabym tam przed chwilą zepsutego chrzanu, tylko świeży, i nie zabrakłoby mi go do kanapek z bryndzą…
Można jeszcze prać dopiero jak nie ma w czym chodzić…
i potem nagle odkryć,że ma się mnóstwo ciuchów :P
ze zmywaniem to akurat mam odwrotnie, kompulsywnie zmywam zarówno u siebie w domu, jak i w gościach (oczywiście nie zawsze, zależy od stopnia znajomości, ale bardzo często)
ale co do porządków w lodówce to znam to skądś :/
szczytem było, jak zapuściłam zamrażalnik do tego stopnia, że dopiero podczas zamrażania ze zdziwieniem odkryłam ćwiartkę wódki pod zwałami lodu
Królowa – chciałabym takich niespodzianek ;)
Bałagan mam niemożebny. Przy tak małej powierzchni naprawdę niewiele do niego trzeba, a mi się po prostu nie chce sprzątać. Raz na jakiś czas przeprowadzam wykopaliska i znajduję na przykład zapomnianą spódnicę, albo książkę, którą dostałam miesiąc temu od mamusi.
Rodzice chcą się wprosić na kawę, nie byli u mnie w mieszkaniu od chwili, kiedy się wyprowadziłam. Może w końcu w Święta będę miała czas ogarnąć, to w końcu ich zaproszę…