Po niedzielnej słonecznej euforii wraca jesień. Co z tego, że mamy jeszcze podobno trzy tygodnie lata? W domu jest zimno. W nocy kulimy się pod ciepłą kołdrą i kocem, a koty przytulają się do nas tak, że nie sposób się ruszyć. W dzień, po uchyleniu okna, w sypialni jest 16 stopni. Na dworze też zimno. Wczoraj założyłam ciepły sweter i pikowaną kurtkę, ciepłe gacie i dżinsy, a i tak dopadło mnie oddolnie przeziębienie, o którym mój lekarz mówi lekceważąco: „to nieuleczalne”. I co, przepraszam, już tak będzie zawsze? Ledwo wiaterek zawieje, będę sparaliżowana towarzysko, zawodowo i uczuciowo? Żebym chociaż odziewała się jak niunia w mini i kurteczkę do pach. Ale nie. Wprawdzie przedkładam pończochy nad rajstopy (fuuj!), ale w 99 na 100 przypadków spotkacie mnie w spodniach i swetrze. No, chyba, że upał. Ale upały były, minęły.
Może to kara za występki przeciwko moralności.
A jesień nadciąga i nadciąga. Ja zaś tak nie lubię zimna! Ratuję się, jak mogę. Noszę ciepłe skarpetki. Sezonowe warzywa i owoce kupuję na potęgę, a chciałabym więcej. Wczoraj ugotowałam kilogram fasolki szparagowej i zaparowałam szyby; przez dwie godziny w domu było ciepło. Za to brzuchy nas rozbolały. Dziś smażę naleśniki. W zeszłym tygodniu piekłam ciasto ze śliwkami.
Trochę pomaga.
Znam te „przyjemności” związane z zimnem, o których mówisz (poza przeziębieniem, na szczęście). I jestem bardzo ciekaw, czy polska medycyna kiedyś coś na to wymyśli – bo jakoś nie wierzę, żeby „to już tak musiało być, bo tak”.
Mam to szczęście w pracy, że nie muszę koniecznie być elegancko ubrany (teoretycznie „wypadałoby”, ale na razie poza rzadkimi sarknięciami nikt się nie czepia). Na początku łaziłem w marynarce itp. – która jest fajnym strojem, ale grzeje tylko plecy, a odkrywa resztę – ale po którejś z rzędu ostrej chorobie dałem sobie spokój i teraz siedzę w swetrze i polarze i z podwójnymi skarpetami na nogach.
Może to i głupie, ale skuteczne. ;-)
Polecam też ruch. Ostatnio po powrocie z pracy robię sobie takie krótkie, 20 minutowe rundki ze swoimi ciężarkami. Cudów nie ma, potem ciało powoli się ochładza i wyziębia, ale przynajmniej jakiś czas po ćwiczeniach jest mi cieplej.
Masz rację, ruch na pewno pomoże. Nie tylko na rozgrzanie, ale i na odporność organizmu :)
Jabłka pieczone z miodem. W domu się cieplej robi od pieca, ładnie pachnie i smaczne jest ;)
A na przeziębienie od dolne to chyba tylko śmierć nam pomoże na dłużej…
Ooo, jabłka! Dzięki :))
Kolega z pracy wierzy w zbawczą moc whisky. Profilaktycznie przyjmuje szklaneczkę przed snem i jeszcze nigdy nie zadzwonił, że do pracy nie przyjdzie z powodu choćby przeziębienia…
1. Wrażliwośc na zimno jest nieuleczalna, ale lekarza można zmienić. Z lekceważeniem. A znaleźć takiego, co się nad tym twoim talentem do przeziębień zastanowi…
2. No to macie nieprzekraczalne kryterium przy planowaniu spraw domowo-mieszkaniowych na stałe. AUTONOMICZNE ogrzewanie! Od kiedy mam w domu własne ogrzewanie nie cierpię z powodu końca lata. Fakt, cierpi sie płacąc rachunki, ale pieniądz – rzecz nabyta, a wyziębiony rankiem tyłek to cały dzień do d…
3. Whisky – tylko przed wolnym dniem, niestety…
trzymaj się ciepło – Robert
Nie lubię whisky. Wiem, Misza, teraz robisz „pff”. Co poradzisz, baba ;P
Z tym lekarzem to nie tak prosto. Szukałam go długo i jest to naprawdę świetny ginekolog-położnik. Jego postawa wynika, obawiam się, ze znajomości fizjologii kobiet, które często po prostu tak mają :/ Ale jeszcze pójdę do internistki, może coś doradzi.
Własne ogrzewanie brzmi dobrze :))
Z lekarzem – słuszne założenie. Od tego jest internista. Ostatnio zwany „lekarzem pierwszej pomyłki”, czy jakoś tak…
Pamiętajcie, że własne ogrzewanie jest możliwe także w bloku lub kamienicy. Piecyk gazowy montuje się wtedy w łazience lub kuchni, teraz są bardzo małe. Wtedy nie płaci się za „miejskie” ciepło i ciepłą wodę, ale to się zwykle opłaca, pomimo cen gazu!
Widziałem to już w W-wie i Łodzi.
No i jeszcze – planować okna sypialni na E lub S.
Pani, po ile tera fasolka?
Nie wiem, ale za kilo tejże i 3/4 kg ziemniaków zapłaciłam około 8 zł.
o, taniutko to ja skoczę… nie skocze, po pracy jadę do kota. kurde. czemu warzywniaki nie są czynne 24/7? :(
Może tam, gdzie jedziesz, też jest warzywniak? :)
W Paryżu są czynne. Albo 24/7, albo przynajmniej do późnej nocy. Bywa, że łatwiej kupić jabłka, niż wino :)
Ano pewnie jest, ale wlec ziemniory i kilo fasolki z Grochowa?
Ja ostatnio wlokłam z Ursynowa…
Jednak udało się wpaść do warzywniaka po drodze, za kilo fasolki, kilo ziemniaków, pęczek koperku, banana i 10 dg kurek zapłaciłam niecałe 15 złotych. Jesień ma swoje zalety :-)
Nie robię pff. Nikt nie mówił, że masz whisky lubić. To lekarstwo. Szłyszałaś (szory, ale ja się właśnie profilaktycznie traktuję żołądkową), żeby kto lekarstwo lubił…?
@Misza: biedaku. Takie świństwa musisz pić.
Jak mawiał stary baca:
– Do czego by do doszło, gdyby wódka była smaczna!