W szkole podstawowej uczono mnie, że są cztery pory roku, a w Polsce nawet sześć, licząc z przedwiośniem i czymś jeszcze, nie pamiętam, może babim latem. Otóż dla mnie są dwie: ciepła i jasna oraz zimna i ciemna. Ta pierwsza w sposób oczywisty reprezentuje Dobro, druga zaś Zło. Latem budzę się rano, widzę słońce i szkoda mi dnia w domu. Wrzucam na siebie jakąś lekką szmatkę i pod byle pretekstem wychodzę. Zimą budzę się w południe, rzucam okiem w stronę okna i widzę ciemność. Ciężkie, szare chmury tuż nad głową, ilość światła, która wystarcza tylko, żeby podkreślić bury beton bloku naprzeciwko i czarne, gołe gałęzie drzew. Fuj. Ale walczę ze sobą, wstaję, staram się nie zapalać od razu lamp, tylko złapać choć trochę tego tak zwanego światła dziennego. Ale kiedy o 15.00 robi się wieczór, a dodajmy, że jeśli wychodzę do pracy, to zazwyczaj plus-minus o tej porze, naprawdę jest mi ciężko. Ok, nie marznę – jest centralne ogrzewanie, szczelne okna, ciepłe ubrania (nie znoszę się grubo ubierać, ale już trudno), gorące napoje. Nie muszę wychodzić z domu o świcie, kiedy jest najzimniej. Nie muszę, dajmy na to, wystawać w kolejkach przed sklepem. Cieszę się bardzo. Tylko tak strasznie brak mi światła i słońca!
A to dopiero listopad. Jak co roku jestem głęboko przekonana, że wiosny nigdy nie będzie.
Na następne urodziny kupimy Ci komplet lamp słonecznych i będziesz się doświetlać :)
ps. w czwartek ma spaść śnieg, nanananana :)
Przedwiośnie i przedzimie!
Może i przedzimie. To teraz, znaczy ten zapowiadany deszcz ze śniegiem?
Alq, Ty się nie ciesz, bo to nie będzie taki prawdziwy śnieg, leżący i puchaty – taki i ja bym chętnie zobaczyła (choć już w tym roku widziałam, w górach). To będzie takie troszkę śniegu, który zaraz stopnieje, przynajmniej tak wynika z prognozy…
Ale nieważne, grunt, że pierwszy śnieg! Kupię kilo mandarynek, zrobię kakao i będę celebrować. A na taki prawdziwy pojadę na #dalekapółnoc ;)
Lepiej na dalekie południe, nam naprawdę ładnie skrzypiał pod stopami. A z tymi mandarynkami to świetny pomysł :)
A wyobraź sobie, że ja ostatnio chadzam na basen na 6.00 rano, na Ochocie. Co oznacza wstawanie o 4.50 i wchodzenie do metra o 5.20 :D Ciemno, zimno, nieprzyjemnie, stara plomba dzwoni w zębie, a ja jakoś bardzo lubię, o ;)
I ciepło też się lubię ubrać, bo się wtedy czuję jak w kokonie i potrafię zdrzemnąć się idąc :D
Ja zimna nie lubię, ładną śnieżną zimę tak – ale na krótko lub przez okno ;)
W ogóle pora „zimna” powinna trwać max.2 miesiące i być od razu ładna, biała, a przy tym niezbyt mroźna (przynajmniej w godzinach kiedy trzeba z domu wyjść).
Swoją drogą dzieci nasze też mają zdania podzielone – niby lubią zimę (śnieg, bałwanki,sanki,święta…), ale marznąć nie lubią zbytnio, Patryk ubierać się grubo nienawidzi („Ciasno mi! Nie wystarczy sama bluza?”)… najlepszy byłby śnieg + cieplutkie słonko :P
A co do mandarynek – u nas kilogram to jest ostatnio porcja na raz dla samej Amelki – ciekawe czy ma to związek ze zbliżającą się zimą ;)
odkąd pamiętam listopad był także dla mnie trudny, nie do końca wiedziałam dlaczego, aż dotarło do mnie, że jestem tak jak i Ty i koty CIEPŁOLUBNA, mogę wygrzwać się godzinami na słońcu, na plaży chętnie zasypiam zapewne mrucząc, a o tej porze roku, jak tylko pozwalają finanse i czas wpadam na kilka chwil do solarium, żeby się dogrzać i doświetlić, po klikuminutowy seansie mam power na 3-4 dni
:-)
No to już zdefiniowaliśmy ideał zimy:
– czas trwania 2 miesiące
– jasne słońce i długi dzień
– cały czas śnieg puszysty w dużych ilościach
– temperatura jak najwyższa, najlepiej żeby śnieg miał +20 (to moje drobniutkie życzenie).
To z tego wynika, że wiosną od razu jakieś +25 (w końcu jakies prawa fizyki obowiązują, a ten śnieg musi stopnieć)
Trzymajcie się ciepło!!!
:-)
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że w kraju naszym są tylko dwie pory roku: lato i ciulato. I ja się z nim zupełnie zgadzam…