Nie pamiętam, kiedy ostatnio normalnie przespałam noc. Na pewno co najmniej dwa lata temu. Licho lubi i jeść, i się przytulać. Ostatnio jakby bardziej. Jestem tak zmęczona, że przestała mi działać empatia i racjonalne myślenie. Wrzeszczę, zrzędzę i płaczę. Doszłam do stanu, w którym wolę wstać z łóżka i posiedzieć przy komputerze, niż narażać się na kolejną bolesną pobudkę po kwadransie. Dziś nad ranem uciekłam. Wstałam, zostawiłam moje płaczące dziecko z jego ojcem i zwiałam do drugiego pokoju. Nie mam pojęcia, czy spałam na kanapie 15 minut, czy godzinę. Obudził mnie płacz, wstałam, wróciłam.
Jeśli już śpię, to zazwyczaj w niewygodnej pozycji. Z jednej strony młoda, z drugiej mąż, z trzeciej kot, z czwartej nie wiem, co jeszcze. Marzę o całym, wygodnym łóżku dla mnie, łóżku, w którym nikt nie kładzie na mnie nóg ani rąk, nikt nie zabiera mi poduszek, nikt nie udeptuje mi łapkami akurat na tej bolącej części brzucha, nikt mnie nie trzyma, gdy chciałabym pójść siusiu, nie blokuje mi zmiany pozycji, nie odkrywa mi stóp, w ogóle nikt mnie nie dotyka. Po prostu odwalcie się wszyscy i dajcie mi w spokoju spać. I niech nikt nie wrzeszczy za drzwiami. Marzę o całej, przespanej nocy, osiem godzin snu bez przerwy. Chciałabym uciec z domu i zamelinować się gdzieś tylko po to, by spać, ale wiem, że jest jeszcze za wcześnie – potem będę to musiała długo odrabiać.
(W tym miejscu poproszę Was o powstrzymanie się od dobrych rad. Dziękuję.)