Ostatnich kilka tygodni spędziłam na poszukiwaniu naszego miejsca na ziemi. Spędziłam sporo czasu najpierw planując, gdzie możemy zamieszkać, żeby nie musieć się przebijać co rano przez całe miasto z dwójką dzieci. Przeglądałam oferty, liczyłam kilometry na mapie, porównywałam ceny za metr. Wzdłuż i wszerz zbadałam możliwości programu MdM. Gadałam z doradcą finansowym, z deweloperami, żebrałam o podwózki do ewentualnego przyszłego miejsca zamieszkania, oglądałam projekty, planowałam schowki na graty…
Poświęciłam naprawdę niemało czasu. Mój ukochany nie był przekonany, ale ja byłam zdesperowana. Nie lubię wynajmować mieszkań, nie lubię się przeprowadzać, nie lubię tego, że nad każdym gwoździem i sprzętem w wynajętym mieszkaniu muszę się trzy razy zastanowić. Bardzo chciałabym mieć własne, przestronne, ciche, a najlepiej z ogrodem. Cóż, chciałabym, ale…
Pewnego dnia, a był to dzień podjęcia ostatecznej decyzji, mój mąż wreszcie usiadł i policzył koszty nie kredytu, ale bieżącego utrzymania dużego metrażu. I tyle było planów ;)
Hej,
i jak to wyszlo z tymi kosztami utrzymania domu? Macie jakos elegancko to rozpisane? Bo wiesz, ja UWIELBIAM listy.
Nie. Zrobiliśmy orientacyjne porównanie na podstawie paru rozmów, bardziej w pamięci, niż w exelu, sorry;)
Co nie zmienia faktu, że własne to własne. Niekoniecznie dom przecież? :)
Mieszkanie w Warszawie w interesującym nas metrażu jest droższe niż taki dom, o jakim myśleliśmy…