Lubię rzucać się z klifu na główkę. Nie w morze. W życie.
Lubię puszczać hamulce, biec przed siebie, mówić, co myślę, opuszczać gardę, brać garściami i dawać bez sprawdzania, czy wolno.
Zwykle nie wolno, bo ludzie niekoniecznie chcą, żeby obrzucać ich emocjami i z butami włazić pod skórę. Ludzie potrzebują dystansu i czasu. Potrzebują poczucia bezpieczeństwa opartego na racjonalizacji i kalkulacji. Ja to wszystko rozumiem. Trochę też tak mam, bo jestem rozsądną dziewczyną, która tylko zawsze marzyła, żeby skoczyć z klifu.
Ludzie zwykle tak mają. Nagle odkrywam, że nie zawsze.
Ja nie skoczę? Patrzcie. Witają mnie szeroko otwarte, zachwycone oczy, bez strachu, z ciekawością. Pieprzyć kalkulacje, najwyżej zaboli, biorę wszystko.
Jest cudownie.